28.12.2019

02. "Gwiazdy zdecydowały"

Nadal stałem przy czarnym stoliku, który był postawiony na podeście znajdującym się na plaży. Chwyciłem sam już nie wiem, które z kolei piwo. Muszę przyznać, że po prostu je uwielbiam. Wciąż spoglądałem w kierunku nieznanej mi dziewczyny. Było coś w niej, co nie pozwalało oderwać mi od niej wzroku. Ku mojemu szczęściu, albo i nieszczęściu, nie była świadoma tego, że na nią patrzę.

Natasha wciąż stała obok mnie i coś mówiła, ale w ogóle jej nie słuchałem. Pewnie sama wewnątrz siebie wiedziała, że szanse na to, aby narodziła się między nami rozmowa są znikome, tak jak i próby rozproszenia mnie. Cóż mogę powiedzieć, kochała mojego ogromnego kutasa, który nieraz doprowadzał ją na szczyt. Ale czy ktoś się dziwi?

Tajemnicza nieznajoma nagle wstała z miejsca, w którym siedziała. To samo uczyniły inne zebrane tam dziewczyny. Gdy zaczęły unosić swoje koszulki, już wiedziałem, do czego to zmierza. I cholera, uwielbiam ogniska nad oceanem. Zdecydowałem się skupić wzrok na tej jednej, ponieważ to ona mnie intrygowała, chociaż sam nie wiedziałem dlaczego.

Zaczęła unosić skrawek swojej czerwonej koszulki. Robiła to cholernie wolno. Chociaż nie stałem zbyt blisko niej to wszystko dobrze widziałem. Gdy w końcu ściągnęła top przez głowę byłem w stanie zobaczyć ją w czarnym biustonoszu od stroju kąpielowego, który idealnie współgrał z jej opalenizną. Moim oczom ukazał się nie tylko płaski brzuch, ale apetycznie wyglądające sporych rozmiarów piersi. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie jest gorąca.

Następnie jej palce powędrowały w stronę krótkich spodenek. W ślimaczym tempie odpięła guzik. Zaczynałem się potwornie niecierpliwić. Gdyby była moja, zdarłbym je jej w sekundę. Chciałem zobaczyć, czy również i jej tył, tak jak przód jest taki niesamowity. Jestem facetem, nie wińcie mnie. Po kilku chwilach w końcu pozbyła się szortów i w całej okazałości stała teraz w stroju kąpielowym. Tak samo, jak reszta dziewczyn. Najwyraźniej nie były na tyle pijane, by kąpać się nago.

Jakby na zawołanie każda z nich odwróciła się w stronę oceanu. Moje oczy natychmiastowo skupiły się na jakże idealnym jej tyle. Nie zdziwiło mnie, że tak właśnie było. Muszę przyznać, że tego oczekiwałem i nie zawiodłem się. Na moją twarz wkradł się figlarny uśmiech. Cieszyłem się, że miałem okazję zobaczyć takie cudo.

Na sam jej widok płonęło we mnie i pragnąłem ją poznać dogłębnie. Dosłownie. Nie mówię tu oczywiście o tym, że chce wiedzieć, jaki jest jej ulubiony kolor, czy co sprawia, że się śmieje. Nie. Jestem draniem, a tacy jak ja chcą jednego. Smutne, ale prawdziwe. Szczerość to kolejna z moich zalet. Nie owijam w bawełnę.

Dziewczyny pobiegły w stronę oceanu i  się zamoczyły. Woda nie była zimna, więc sprzyjała ona wygłupom. Wszyscy faceci, którzy pojawili się na ognisku, również skupili na nich uwagę. Zauważyłem, że większość z nich spogląda na moją nieznajomą, co nie było dla mnie powodem do śmiechu. Nie wiedzieć dlaczego, chciałem, aby w takim wydaniu prezentowała się tylko przede mną, a inni mężczyźni mogliby jedynie puszczać wodze fantazji. Jednakże czy mam coś w tej sprawie do powiedzenia? Nie.

Po kilku minutach, i po tym jak wypiłem kolejne piwo, dziewczyny postanowiły wyjść z wody i powrócić do ogniska. Jak widać były przygotowane na kąpiel, ponieważ z toreb wyciągnęły ręczniki. Moja szatynka owinęła się nim, by wytrzeć spływające kropelki z ciała.

Gdy tylko to zrobiła założyła szybko ubrania, co osobiście uważam za bezsensowne, ponieważ strój kąpielowy i tak pozostał mokry. Mogła zostać w nim i się nie ubierać, nie miałbym nic przeciwko. Taka sytuacja by mnie zadowoliła.

Wrzucając puszkę po skończonym alkoholu do kosza, postanowiłem zagadać do nieznajomej. Żwawym, ale co prawda lekko chwiejnym krokiem udałem się w jej stronę. Musiałem ją poznać. Gdy szedłem już w jej kierunku zauważyłem, że wstaje i żegnając się ze wszystkimi odchodzi.

Wizja oddalającej się szatynki sprawiła, że postanowiłem pobiec w jej kierunku. Po chwili znalazłem się tuż obok niej i chwyciłem ją delikatnie za ramię. Przez moje ciało przeszedł dziwny prąd, którego nigdy w życiu nie doświadczyłem. Dziwne, ale jakże przyjemne uczucie.

Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, by zobaczyć, kto ją zatrzymał. Gdy mnie zobaczyła na jej twarzy wymalowało się zdezorientowanie. Nie znała mnie, tak jak i ja jej. Cóż za szkoda.

Widzieć jej twarz z takiego bliska było prawdziwym błogosławieństwem. Mimo, że jedynym światłem wokół nas był blask księżyca to zauważyłem, że jej oczy są błękitne, jak niebo w słoneczny dzień. Chciałbym móc ujrzeć tą twarz w dzień, aby nie przeoczyć żadnego detalu, aby potem, w moich snach, pojawiła się identyczna. Czy robię się romantykiem? Cholera, nie.

- Znamy się? - Zapytała, a ja usłyszałem najbardziej melodyjny głos świata. Poprzez sam jego dźwięk stwierdziłem, że dziewczyna potrafi śpiewać. Był taki uroczy, całkiem jak ona cała.
- Dlaczego już idziesz? - Byłem ciekaw, dlaczego tak szybko postanowiła opuścić imprezę. Była najprawdopodobniej północ, a ona chciała już iść. Czy miała jakiś powód?
- Muszę być już w domu. To nie twoja sprawa. - Odpowiedziała zadziornie. Widać panienka ma temperament, a ja takie lubię.

- Nigdy cię tutaj nie widziałem. Gdzie się ukrywałaś? - To prawda. Mieszkam w Wilmington 19 lat, a nigdy jej nie spotkałem. Z pewnością nie przeoczyłbym takiego anioła.
- Dopiero się tutaj przeprowadziłam. Przepraszam, ale nie mam czasu na rozmowę. - Ponagliła mnie.

- Dasz mi swój numer? - Wypaliłem bez zastanowienia. Tak działa na mnie alkohol. Staję się jeszcze bardziej odważniejszy niż jestem.
- Nie. - Oznajmiła.
- Dlaczego? - Odparłem zaskoczony, gdyż nigdy żadna nie mówi mi nie.
- Jeżeli pisane nam jest następne spotkanie to i bez tego się spotkamy. Będzie to oznaczało, że tak właśnie zapisane jest w gwiazdach. - Uśmiechnęła się w moją stronę.

Nagle ktoś klepnął mnie w ramię, co mnie lekko przestraszyło, gdyż dziewczyna, która stała przede mną tego nie zrobiła, a byliśmy tu we dwójkę. Odwróciłem się i zobaczyłem swojego przyjaciela, Brandona. Ach, jak mogłem nie zauważyć, że przyszedł? W sumie u mnie to nic nowego, wiele rzeczy nie zauważam. Przywitałem się z nim tak jak zwykle, mimo tego, że dzisiejszego dnia robiliśmy to już wiele razy.

Odwróciłem się w stronę dziewczyny, której już nie było przede mną. Zauważyłem, że oddaliła się kilka metrów z dala ode mnie.
- Hej! - Zawołałem. - Zdradzisz mi chociaż swoje imię?
- Rose. - Odwróciła się posyłając mi anielski uśmiech. - Rose Brooks. - I odległość między nami zaczęła się zwiększać. Obserwowałem oddalającą się piękność do chwili gdy zniknęła mi z horyzontu, wsiadając w czekające na nią auto i odjeżdżając.

Chciałem ją zatrzymać, by dłużej patrzeć na tą twarz. Miała najpiękniejsze, ale jednocześnie najsmutniejsze oczy świata. Sprawiało to, że zastanawiałem się, co było tego powodem. Intrygowała mnie. Swoim uśmiechem pragnęła ukryć smutek, ale mnie nie można oszukać. Może i jestem dupkiem, ale naprawdę znam się na ludziach.

Była pierwszą dziewczyną, która nie dała mi swojego numeru, ale nie powiedziała też, że nigdy tego nie zrobi. A ja sprawię, że to się stanie.

- Halo, ziemia do Justina. - zawołał mój przyjaciel.
- Coś chciałeś? - Zapytałem Brandona.
- Justin Bieber zniknął z centrum imprezy, a czy to nie jest katastrofą? - Zażartował.
- Bracie.. - Poklepałem go po plecach i razem wróciliśmy w miejsce, w którym odbywało się ognisko.

Wszyscy bawili się w najlepsze. Z głośników nadal rozbrzmiewała głośna muzyka. Aktualnie leciała jedna z moich ulubionych, czyli Dance Monkey. Każdy bawił się beztrosko, jakby przeżywał najlepszy czas swojego życia. W sumie pewnie tak było. W końcu tylko raz w życiu ma się te naście lat, a bieg czasu sprawi, że i to szybko przeminie. Niestety dla mnie impreza i zabawa skończyła się wraz z odejściem Rose. Nie wiedząc czemu nie miałem ochoty, aby z kimkolwiek rozmawiać, czy też prosić do tańca. Było to czymś niespotykanym, gdyż od zawsze rządziłem na imprezach, jak i na parkiecie. Nigdy nie wyobrażałem sobie imprezy bez zatańczenia, ponieważ taniec był dla mnie czymś wyzwalającym i zapewniającym relaks. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć tych mężczyzn, którzy przychodzili na imprezę i podpierali ściany. Ja taki nie byłem, poza dzisiejszym wieczorem.

W mojej głowie wciąż przewijał się obraz Rose, jej uśmiech i oczy. Nie zwracałem już uwagi na obecne tutaj dziewczyny, które cholernie pragnęły znaleźć się w moim łóżku. Tego wieczora najprawdopodobniej nie byłem sobą. Bo jakim cudem w moich uszach wciąż może rozbrzmiewać jej śmiech? Starając się pozbyć jej z głowy chwyciłem kolejne piwo. Z biegiem czasu straciłem rachubę i sam nie wiedziałem, które już piję. Sądziłem, że dzięki niemu wyleci z mojej głowy, a sprawiło, że było całkowicie inaczej. Przeklęta Rose. 
***
Następnego dnia obudziłem się z wielkim kacem. Nic dziwnego skoro wczorajszego dnia wlałem w siebie tyle alkoholu. Trzeba cierpieć za swoją głupotę, jak to mówi moja rodzicielka. Nawet nie pamiętałem, jak znalazłem się w domu w swoim pokoju. Ku zaskoczeniu, nie leżała obok mnie żadna dziewczyna. Moja mama musi być naprawdę dumna, gdyż nieraz mówiła, że ma tego dość.

Po chwilowym rozeznaniu się we wszystkim i przyzwyczajeniu oczu do światła dziennego wstałem z łóżka. Miałem dość duży pokój, w którym znajdowało się nie tylko królewskich rozmiarów łóżko, ale także 50 calowy telewizor, kanapa, komoda i biurko wraz z laptopem. Dodam, iż panowały w nim szare kolory, a panele na podłodze wpadały w ciemny brąz. Byłem świadomy tego, iż urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą, a wiele osób może mi tego pozazdrościć. Po wstaniu z łóżka od razu udałem się do łazienki, do której wejście znajdowało się jedynie w moim pokoju. Postanowiłem wziąć prysznic, który miał za zadanie ukoić moją pulsującą głowę. Wraz z spadającymi gorącymi kroplami na moją twarz przypomniała mi się Rose i jej przepiękny uśmiech. Cholera, dlaczego nie może wyjść z mojej głowy. Ze względu na druzgocące mnie wspomnienia mój prysznic nie trwał długo. Po dokładnym umyciu głowy wyszedłem z kabiny i dokładnie wytarłem się ręcznikiem. Następnie przeszedłem do pokoju, aby wybrać stylizację na dzisiejszy dzień. Ze względu na wysoką temperaturę panującą pod koniec wakacji zdecydowałem się na czarną koszulkę z dekoltem w serek, a do tego dżinsowe spodenki. 

Po ubraniu się postanowiłem zejść na dół, aby móc zjeść przyrządzone śniadanie przez moją matkę. Zapach naleśników rozchodził się po całym domu i przyprawiał mój żołądek o burczenie. Naprawdę nie mogłem narzekać. Moja mama miała złote serce i każdego dnia czekała na mnie i ojca z posiłkami o stałych porach. Wchodząc do kuchni zauważyłem jej serdeczny uśmiech i go odwzajemniłem. Po zjedzonym posiłku i krótkiej pogawędce z mamą właściwie o niczym założyłem buty i wyszedłem z domu. Wsiadłem do swojego auta i odjechałem w stronę uniwersytetu. Za kilka dni rozpoczną się zajęcia, a ja wciąż nie odebrałem planu. W końcu najwyższa pora się za to zabrać.

Podjeżdżając pod uniwersytet można było zauważyć, iż rok akademicki niedługo się rozpocznie. Mężczyzna na drabinie wieszał szyld przy wejściu z napisem "Rozpoczęcie roku akademickiego 2015/2016", a niektórzy pilni studenci już krążyli wśród murów kampusu. Ku mojemu szczęściu parking przed uczelnią był duży, więc nie było problemu z znalezieniem miejsca parkingowego. Zaparkowałem moje ukochane auto i wyszedłem z niego żwawym krokiem. Zmierzając w stronę dziekanatu zauważyłem spoglądającą na mapkę uniwersytetu dziewczynę tuż przy drzewie. To była ona. Rose. Była tak przejęta swoim zadaniem, że nie zauważała nikogo wkoło. Za to ja miałem okazje przyjrzeć się jej dokładnie. Miała na sobie sukienkę w kwiaty koloru żółtego. Muszę przyznać, że wyglądała uroczo. Jej długie brązowe włosy tym razem związała w wysoki kucyk, dzięki czemu jej buzia była na widoku. A co to była za twarz. Gdybyście mnie zapytali szczerze bym powiedział, iż nigdy nie widziałem nikogo tak pięknego. 

Postanowiłem się do niej zbliżyć i zagadać, aby ktoś nie pomyślał, że jestem jakimś socjopatą, który bezustannie wpatruje się w swoją przyszłą ofiarę. 
- Cześć piękna. - Powiedziałem do znanej mi dziewczyny. Uniosła głowę i spojrzała w moją stronę po chwili mnie poznając.
- Och, to ty. - Odpowiedziała zniesmaczona.
- Gwiazdy zdecydowały. - Zaśmiałem się.
- Ja wtedy tylko żartowałam. - Rzekła. - No, ale cześć.
- Czy tym razem mogę liczyć na twój numer telefonu? - Uśmiechnąłem się szeroko z nadzieją.
- Niestety on jest zarezerwowany tylko dla wybranych. - Odpowiedziała. 
- Słuchaj, nie mów, że nie jestem na tej liście. 
- Przykro mi cię poinformować, ale nie.
- Co mam zrobić, aby go dostać? Kogoś o niego zapytać?
- Wyznaję przekonanie, że na czyjś numer trzeba zasłużyć, a my się praktycznie nie znamy. 
- Okej, rozumiem, prędzej czy później dasz mi swój numer. 
- Zobaczymy. - Odparła.
- Też pierwszoroczna? Co będziesz studiować? - Zapytałem chcąc zmienić temat.
- Nauki piękne. - Och Rose, będziemy się widywać. - Przepraszam, ale muszę już lecieć. Mam parę spraw do załatwienia.
- Może ci pomóc z mapką? Mieszkam tu od urodzenia i uwierz, ale uniwersytet znam na pamięć.
- Szukam dziekanatu, ale ta mapka jest do dupy. Nie wiem, kto ją tworzył i nie wiem czy zdaje sobie sprawę, że nikomu nią nic nie ułatwia. - Zrobiła grymas.
- Doskonale się składa, ja też tam idę. Tak w ogóle nazywam się Justin. Justin Bieber.
- Miło mi cię poznać. - Uśmiechnęła się uroczo i wyciągnęła dłoń w moją stronę. 

Niestety dziekanat był na wyciągnięcie ręki, więc nasza pogawędka i spacer nie trwały za długo. Po chwili znaleźliśmy się w miejscu docelowym. Trzeba przyznać, że budynek dziekanatu był naprawdę duży. Urządzony był w bogatym stylu, ale niezbyt nowoczesnym. Praca w nim trwała pełną parą, ponieważ na swoich stanowiskach znajdowały się aż cztery panie. Ja podszedłem do jednej z nich, a Rose do drugiej. Oczywiście, dziewczyna została szybciej obsłużona i gdy moja pani wciąż szukała dla mnie planu, szatynka wyszeptała do mnie cześć na pożegnanie. Cholera. Najwyraźniej mój plan się gdzieś zapodział, ponieważ musiała wydrukować go na nowo. Gdy tylko mi go wręczyła szybkim krokiem udałem się zdenerwowany w stronę parkingu. Mojej szatynki nigdzie nie było, najwyraźniej dawno już odjechała. Nie pozostało mi nic innego, więc wsiadłem w auto i wybrałem numer do Brandona, aby oznajmić mu, że za 20 minut spotkamy się na plaży. To był nasz codzienny rytuał. Plaża, a na niej tłumy dziewczyn chcących wskoczyć mi do łóżka. Dziś na pewno nie odpuszczę i któraś w nim wyląduje, mimo tego, że w tym momencie chciałbym, aby to była Rose. 

~~~
NOTKA OD AUTORKI:
Wracam, nie wiem jak to będzie, czy historia będzie wam się podobać, czy nie, ale jedno jest pewne.. wracam! Jestem świadoma tego, że długo nic nie pisałam i jestem winna przeprosiny tym, którzy na coś nowego czekali. Nic nie obiecuję, zobaczymy jak się potoczy. Jestem za to prawie 5 lat starsza i nie wiem, czy coś z mojej wyobraźni pozostało :-) 
Ps. Opowiadanie znajdziecie też na wattpadzie - https://www.wattpad.com/story/209810009-dow%C3%B3d-wieczno%C5%9Bci